Uwaga, skończyłam! Brawo dla mnie. Nie wiem czy 10 was zaskoczy. W każdym razie przygotujcie się na dużo zwrotów akcji w następnych rozdziałach. Nie bijcie, nie sprawdziłam jeszcze błdów. Ale jak znajde czas to poprawie. Jakm już wspominałam czasu mam mało. Tak przy okazji:
Orlaf - brawo normalnie jestem z ciebie dumna. Niestety moje umiejętności to czysta pamięć i jeśli ne byłam na jakiejś lekcji (a niebyłam na wielu) to tego nie umiem. Dzięki mojej pamięci fotograficznej wystarczy, że raz coś przeczytam albo usłysze, ale uczenie to nie problem. Po prostu przeczytanie wszystkiego trochę zajmie.
Tak przy okazji to znam na pamięć całego Herkulesa dinseyowskiego i Shreka. I'm a boss bitches!
ZorbiaNN - ja już wcześniej widziałam twój blog jak tylko napisałeś pierwszy komentarz, bo ja zawsze wszystkich sprawdzam :) Lubie wiedzieć wszystko o wszystkich. Ha! I am Izaya! Prosze, masz swoje tłumaczenia w nawiasach, ale jak mnie ktoś zjedzie to ty się będziesz tłumaczyć xD
Zapraszam na rozdział 10.
Drzwi otworzyły się, a z pomieszczenia, które przypominało salon wyszedł niski mężczyzna w ciemnych okularach.
- Nie interesuj się moimi planami, Zabuza! - krzyknął wychodząc.
Gdy tylko karzełek wyszedł do pokoju wszedł młody chłopak, o niemal dziewczęcej urodzie. Wyglądał niewinnie, ale było to tylko złudzenie.
- Czego chciał Gatou? - spytał i skłonił się lekko jak miał w zwyczaju.
- Wrzeszczał, że Souri i Kaiso sobie nie poradzili.
- Czyli, że ten budowniczy nie zatrudnił byle kogo, skoro Demoniczni Bracia sobie nie poradzili... Całkiem nieźle ich rozłożyli.
- Co z nimi? - spytał Zabuza
- Kaiso ma złamanych kilka żeber i pękniętą kość w szczęce, ale to można naprawić. Natomiast Souri kilka pchnięć kataną, ale nie stracił dużo krwi.
- To dobrze. To tylko dzieciaki, które nie powinny opuszczać wioski - stwierdził. Bo i prawda. Souri i Kaiso byli młodzi, za młodzi. Opuścili Kiri jeszcze będąc geninami, ale w księdze Bingo dostali rangę chuuninów. Byli naprawdę zdolni, ale nie potrafili żyć z mieszkańcami, a może raczej mieszkańcy nie potrafili żyć z nimi. Będąc 5-latkami pewien człowiek porwał ich, a następnie przeprowadzał na nich eksperymenty. Był to jakiś nukeni z Konohy, ale właściwie nie ważne jest skąd pochodził, a co im zrobił. Gdyby ich przeciwnicy zerwali z nich ubrania i ściągnęli maski zobaczył by coś strasznego. Ciała pokryte łuskami i skrzelo-płuca wyglądały makabrycznie. Zamiast zwykłych zębów mieli ostre jak brzytwa kły.
- Próbowałem dowiedzieć się coś o planach tego śmiecia, ale grań jest inteligentny - powiedział Momoichi - Jak myślisz Haku, uda nam się?
- Myślę, że tak, ale trzeba uważać na tych z Konohy i by Gatou nie zrozumiał naszych prawdziwych intencji - odparł chłopak.
- Tym razem to my ruszamy, więc Konoszanie nie będą problemem - stwierdził zakładając na plecy swój tasak i udał się do wyjścia.
- Mam złe przeczucia - szepnął Haku.
Jakieś 5 minut później wyruszyli. Mieli po prostu zabić ochroniarzy budowniczego. Dość proste zadanie. Dodatkowo jako nukenini nie musieli się obawiać, że rozpętają konflikt.
Miesiąc temu dostali zadanie: Dowiedzieć się czy Gatou sprzedaje narkotyki. Jeśli tak to gdzie i skąd je ma, a następnie udaremnić sprzedawanie towaru. Misję tą dostali od samych Daimyo pięciu wielkich wiosek, którzy w przeciwieństwie do Kage i Starszyzny umieli współpracować między sobą. Wiadomość, że karzełkowaty biznesmen sprzedaje narkotyki była informacją poufną i nawet niektórzy Kage nie mieli o tym pojęcia, a narkotyk, który obecnie wypuścił nie był byle jaki. Był to środek zwany Kurikaeshi (dos. powtórzenie). Sprawiał, że po użyciu go człowiek widział szczęśliwe zdarzenie ze swojej przeszłości. W ostatniej wojnie zginęło wielu ludzi i stworzono nowych jinchuuriki. Napięta sytuacja między wioskami. Coraz gorsze warunki życia. W Sunie młody sakryfikant łamał ludziom kości, a czasami zabijał. W Konoha po ataku Kyuubiego zginęło wielu shinobi. W Iwie co miesiąc są ataki terrorystyczne, bo jakiemuś wysoko postawionemu ninja nie podoba się obecny Tsuchikage. W Kumo próbują zapanować nad Hachibim co powoduje do wielu śmierci ninja, choć ostatnio podobno znaleźli dobry "kontener". Natomiast w Kiri sytuacja nadal nie poprawiła się pomimo, że Yagura umarł i nie ma też ich specjalnego egzaminu na genina... Tak więc Kurikaeshi jest potrzebne, by zapomnieć o tym całym bagnie. Oj, tak, shinobi byli słabi...
Czasami Zabuza zastanawiał się dlaczego zgodził się by przystąpić do tego wszystkiego. Przecież to nie była jego sprawa. Nie był shinobi żadnej z wiosek, ale... właściwie to nigdy nie przekreślił ochraniacza. Miał zamiar kiedyś wrócić, ale im dłużej był poza Kiri tym wiedział, że powrót będzie trudniejszy. Daimyo zaproponowali współprace 5 nukeninom ze swoich wiosek. W zamian za pomoc proponowali powrót do wioski i oczyszczenie z wszelkich zarzutów, a w razie problemów nową twarz - przystąpienie do ANBU.
Pewnie dziwicie się czemu Panowie Feudalni nie zaproponowali tego zadania oficjalnym shinobi? Otóż nie chcieli by o czymkolwiek dowiedzieli się Starszyzna bądź Kage ich kraju. Ta grupa nie powinna mieszać się do polityki, choć notorycznie to robiła. W radzie zasiadali najstarsi byli wojownicy, więc zawsze pojawiały się jakieś spory, bo np. Członek Starszyzny z Suny pokonał członka Starszyzny z Kumo w egzaminie na chuunina 60 lat temu... Serio? Naprawdę? Po tylu latach? Daimyo mieli naprawdę dość tej grupy i chyba trudno im się dziwić.
Dlatego właśnie wszystko było bardzo utajnione tak by nawet ktoś z ANBU, a w Konoha także z Korzenia, nikt nic nie odkrył. Jak na razie nie było też podstaw by myśleć, że ci mili Daimyo coś robią, prawda?
Wróćmy jednak do drużyny Kakashiego
Płynęli już od jakiś 3godzin. Kakashi uległ namową Uzumakiego i pozwolił im ruszyć dalej. Uważał, że jego podopieczni, pomimo młodego wieku i małego doświadczenia są przygotowani na takie misje.
Tazuna wytłumaczył już im powód swojego oszustwa. Hatake zastanawiał się czy to możliwe, by tak szanowany biznesmen jak Gatou mógł rozprowadzać narkotyki*, uczestniczyć w nielegalnych interesach i tak niszczyć ludności zasiedlonych przez niego krajów. Przecież był najbogatszym człowiekiem na świecie, więc po co miałby jeszcze wpakowywać się w takie gówno?
Po naleganiach swoich podopiecznych i błaganiach Tazuny zgodził się na kontynuowanie misji. Wiedział, że robił błąd, ale wierzył w młodych geninów.
Gdy wypłynęli poza mgłę, zobaczyli piękne błękitne niebo. Złote promienie słońca odbijały się w krystalicznie czystej wodzie tworząc w niej tęczowe refleksy. Jako, że było tu mało stałego lądu, drzewa wyrastały nad powierzchnie wody, a ich korzenie tworzyły nie zykłe podwodne klatki. Ten kraj byłby jeszcze piękniejszy gdyby nie zniszczone domy utrzymujące się na palach.
Pomimo, iż piękno Kraju Fal dawało na myśl wielkie bogactwo, było to mylne wrażenie, pod którym kryła się bieda rozpoczęta przez Gatou.
Po jakimś czasie łódź (mój dom <3 Piękne miasto, z wieloma zaglibistymi miejscami, usytuowane w centrum naszego cudownego kraju, a nie robią tam konwentów *wkurz*) przystanęła. Cała drużyna wysiadła i dała się dalej prowadzić Tazunie. Po chwili weszli na niewielki skrawek suchego lądu, który prowadził w stronę miasta portowego.
Szli dość długo. Droga była prosta i piaszczysta. Dookoła rosło wiele krzewów i drzew o wysokich, klatkowatych korzeniach. Zapewne miejsce to zalewała woda, gdy śnieg zgromadzony w zimie roztapiał się.
Nagle czerwonowłosy wyciągnął kunai i rzucił w pobliskie krzaki. A stamtąd wyskoczył mały biały królik.
- Przepraszam - powiedział zanim ktokolwiek zdążył się odezwać - chyba jestem tym wszystkim trochę zmęczony - przyznał odwracając się do nich. Ciągle czuł jakieś widmo niebezpieczeństwa, które ich obejmowało. Jego zmysły działały dziwnie i nie był pewny dlaczego. Po za tym jego łańcuchy. Nagle stały się zielone, a nie złote, gdy je wypuścił. Martwiło go to. Wcześniej gdy trenował raz zrobiły się czerwone. Nie miał pojęcia dlaczego tak się dzieje i jeszcze te jego zmysły... To wszystko sprawiało, że się bał, choć nie wiedział czego.
Zabuza spojrzał na swoich przeciwników. Gdy tylko okazało się, że jest wśród nich Copy Ninja powiedział Haku, by ten interweniował gdyby miał jakiś problem, a Hateake był problemem i to nie małym.
To właśnie on przebiegał tam, gdzie czerwonowłosy rzucił kunai, a następnie zrobił podmianę ciała. Dziwne, Haku był cichy jak skrytobójca, a jakiś dzieciak go usłyszał, ale Mistrz Miecza wiedział, że to nie był byle dzieciak. To druga rzecz po Kakashim, która zaskoczyła Momoichiego. Czerwone jak krew włosy chłopaka i jego zielone oczy. Tylko jeden klan miał te cechy i Zabuza wiedział nawet, który, w końcu był w oddziale, który podczas wojny miał ich zabić. Był jednym z niewielu, który przeżył. Uzumaki zaciekle się bronili. Kiri-gakure była jedyną wioską, która wiedziała o niezwykłych zdolnościach co poniektórych członków klanu. Po masakrze wycieli organy płciowe i próbowali odtworzyć tą zdolność, ale ich starania spełzły na niczym. Jeśli chłopak posiadał to kekkei genaki i ktoś z Kiri się o tym dowie, to bardzo szybko trafi do księgi BINGO.
Nagle czerwonowłosy poczuł to. Przez jego mózg przeszedł jakby promień, który mówił wyraźnie: na ziemię! Jego oczy otworzyły się szeroko, a usta rozwarły się jakby zaraz miał krzyknąć.
- PADNIJ! - usłyszeli komendę Kakashiego i wszyscy jak oparzeni upadli na ziemię.
Nad nimi przeleciał wielki miecz w kształcie tasaka, który wbił się w drzewo obok nich, a po chwili stanął na nim mężczyzna o krótkich czarnych włosach z opaską Kiri na boku głowy. Całę usta miał zabandażowane co tworzyło coś na kształt maski Kakashiego. Ubrany był w szarobłękitne spodnie, do których przypięty był pas, który oplątywał się wokół jego głowy. Na przedramionach i przedudziach miał specjalne ochraniacze w kolorze khaki.
Czarne oczy spojrzały na nich, a po plecach geninów przebiegł dreszcz.
- Cofnijcie się - powiedział szarowłosy.
- Nande (dlaczego)? - zdziwiła się Sakura.
- Bo ten tutaj to zupełnie inny poziom niż tamci chuunini. To...
- ...Zabuza Momoichi - powiedział za niego Uzumaki.
- No proszę, w tak młodym wieku wiedzieć kim jest ninja z innej wioski. Ja także cię witam, Uzumaki, a także ciebie, Copy Ninja Kakashi - odparł brunet.
Czerwonowłosy skrzywił się. Doskonale wiedział kim jest mężczyzna. Wielokrotnie widział go w swoich snach. Podczas masakry klanu 16 lat temu Momoichi miał zaledwie 14 lat*, ale już wtedy dzierżył wielki tasak i bez mrugnięcia okiem mordował mieszkańców Uzushiko.
Sasuke i Sakura patrzyli zdziwieni to na Uzumakiego to na Momoichiego. Nie rozumieli skąd jeden zna drugiego, ale to wszystko im się nie podobało.
- Przykro mi (taa, jasne), ale muszę zabić tego starucha - powiedział Zabuza.
Hatake sięgnął do swojej opaski i podciągnął ją do góry ukazując swoje lewe oko.
- Sharingan - szepnęła Sakura. Słyszała, że pod opaską Kakashi skrywa doujutsu, ale nie wiedziała jakie.
- Stańcie w formacji i chrońcie pana Tazunę - odezwał się nagle Kakashi - teraz tak będzie wyglądać praca zespołowa.
Cała trójka natychmiast otoczyła budowniczego wyciągając kunai, shurikeny i katanę.
- Czyżbym dostał zaszczytu zobaczenia twojego lewego oka, Kakashi?- spytał Momoichi
- Czym jest ten cały sharningan, o którym gadacie - zaciekawił się budowniczy.
- To moc zrodzona w oczach - odparł Sasuke patrząc podejrzliwie na Hatake (z wiadomych powodów) - Pozwala na czytanie ruchów przeciwnika nie ważne czy będzie to tai-, nin-, czy genjutsu (Narya: Sasuke, ale on nie wie co to jest =.="; Sasuke: Pomińmy tą kwestję...; Narya: To się wytnie...), ale nie to jest w nim najstraszniejsze....
- Masz racje - odezwał się Zabuza i nagle nie wiadomo skąd pojawiła się mgła - najbardziej przerażające jest to, że na pewnym stopniu rozwoju kopjuje ruchy przeciwnika. W mojej księdze BINGO jest napisane: Człowiek, który skopiował ponad 1000 technik - Copy Ninja, Sharingan Kakashi Hatake - z każdym jego słowem mgła zaczęła gęstnieć, aż nie było nic widać - ale może lepiej skończmy już te pogawędki. Muszę zabić tego starucha - genini mocniej zacisneli palce na broni - ale najpierw muszę zabić ciebie, Kakashi - powiedział i po chwili zniknął z drzewa razem ze swoim mieczem.
Po chwili pojawił się stojąc na wodzie na jeziorze tuż obok nich.
- Stoi na wodzie - budowniczy nie mógł ukryć zdziwienia.
- To jest ninja, Tazuna-san - odparł mu czerwonowłosy, do którego mężczyzna nabrał respektu po tym co stało się, gdy go wyśmiał - Shinobi potrafią takie rzeczy, a to jest wręcz elementarna umiejętność.
- Kirigakure no jutsu (Ukrycie we mgle - ninjutsu) - po tych słowach Zabuza wmieszał się w mgłę znikając.
To miejsce słynęło z wielkich mgieł, ale ta była zdecydowanie tworem ninja. Była tak gęsta, że można było ją kroić nożem... albo tasakiem Zabuzy...
Zabuza schował się w mgle i złożył pieczęć barana i konia.
- Mizu Bunshin no jutsu (wodny klon - ninjutsu) - szepnął, a obok niego stanął wodny klon.
Musiał szybko zaatakować.
Usłyszał jak szarowłosy mówi do Konoszan o jego skrytobójczych zdolnościach. Miał rację, ale... zobaczmy, może warto ich trochę nastraszyć?
- Osiem punktów: wątroba, płuca, kręgosłup, aorta, tętnica, mózg, nerki, serce... powiedzcie, gdzie mam zadać śmiertelny cios.
Nagle mgła rozproszyła się gdy Kakashi uwolnił swoje pokłady chakry. Sakurę i Sasuke przeszedł dresz czując aurę swojego sensei.
^Ta żądza mordu^ pomyślał Sasuke ^To tak jakbym miał zginąć wyonując choćby najmniejszy ruch^
^Czuję się jakby moje życie nic nie znaczyło^ zadrżała różowowłosa.
Czerwonowłosy uśmiechnął się. Jako jedyny z nich się nie bał. Był tyle razy o krok od śmierci. Ba! Sam chciał popełnić samobójstwo. Nie zginie, nie teraz. Żądza zabijania, którą odczuwał nic nie znaczyła, zbyt często ją czuł by się obawiać. Jego uśmiech poszerzył się, a oczy zawrzały szaleństwem - odezwała się jego druga natura.
- Uspokójcie się - powiedział czując ich strach - Nie dam zrobić krzywdy mojej grupie.
- Na pewno? - odezwał się głos zza pleców geninów.
Za nimi stał nie kto inny tylko Zabuza. Jego tasak był tak ustawiony, że przy następnym ruchu miał skrócić o głowę całe towarzystwo.
- Owarida (to koniec) - oznajmił i zamachnął się. Jego piwne oczy otworzyły się zdziwione, gdy miecz napotkał opór.
Jego tasak został zablokowany przez kunai, dwa shurikeny oraz katanę. Widać jednak było, że gwiazdki i szabla drżą lekko. Po chwili genini odsunęli się, a brunet poczuł ból w klatce piersiowej. Spojrzał w duł. W jego bok wbity był kunai trzymany przez Hatake. Lecz z rany zamiast krwi wypłynęła woda! Ciecz rozlała się we wszystkich kierunkach.
Po chwili z kałuży za szarowłosym pojawił się Zabuza.
- Sensei! Ushiro! (Sensei, za tobą!) - krzyknął Sakura.
- Shine (giń)! - krzyknął Momoichi i zamachnłą się mieczem, a po chwili Hatake został przecięty jednak po chwili zmienił się w wodę.
^Nani?! Mizu Bunshin no jutsu?! Masaka! (Co?! Wodny Klon?! Niemożliwe!) Zdołał skopiować moją technikę w takiej mgle!^ Pomimo szoku i zdziwienia, Momoichi docenił Kakashiego.
Po chwili poczuł ostrze kunai na swojej szyi.
- Owarida! - powtórzył słowa Zabuzy, który po tym stwierdzeniu zaczął się delikatnie trząść, a z gardła uciekł mu śmiech.
- Jesteś taki pewien swoich słów? Twoje podróbki mnie nie pokonają, ale... muszę ci to przyznać, byłeś dobry! - to powiedziawszy zmienił się w wodę, a za plecami Hatake pojawił się prawdziwy Zabuza. Zamachnął się mieczem, ale Konoszanin uchylił się w dół. Brunet wbił miecz w ziemię po czym opierając się na nim mocno kopnął szarowłosego, który wpadł do jeziora kilka metrów dalej. Lecz gdy się wynurzył Zabuza już na niego czekał. Złożył kilka pieczęci i krzyknął:
- Suiton: Suiro no jutsu (Uwolnienie wody: Technika wodnego więzienia) - po chwili woda wokół Hatake otoczyła go zamykając go w wodnej bańce trzymanej przez Momoichiego. Co prawda mógł w niej oddychać, ale tleu starczy co najwyżej na pół godziny.
- A teraz... zajmę się wami - powiedziawszy to spojrzał na geninów - Mizu Bunshin no jutsu!
Z wody w jeziorze wyszedł klon i skierował się od razu w stronę młodych Konoszan.
Klon Zabuzy stanął przed nimi. Sakura wystawiła przed siebie katanę.
Jej mina wyrażała zacięcie, ale w oczach krył się strach. Jej nogi i
miecz drżały delikatnie. Sasuke chwycił w dłonie po parę
szhurikenów i wycelował w czarnowłosego jednak w ostatnim momencie ręce
mu zadrżały i pomimo, że dobrze celował, Momoichi z łatwością ominął
wszystkie.
Gdy już miał się zamachnać, jakiś cień skoczył wprost
na niego i katan sparował jego cios. Momoichiemu mignęła przed oczami
czerwien, a potem poczół jak niezwykła moc napiera na jego tasak i gdyby
się nie zaparł to zapewne już leżał by na ziemi albo w jeziorze 5
metrów za nim.
Spojrzał do góry i oniemiał - nad nim pochylał się
młody Uzumaki. Zawisł w powietrzu opierając się katan różowowłosej
geninki o jego miecz.W obecnej chwili jedn nogę opierał o katanę, a drug
o tasak. W jednej ręce przytrzymywał katanę, a w drugiej kuani, który
wbił mu w krtań.
Oczy klona oraz oryginału powiększyły się
maksymalnie, a po chwili wodny odpowiednik zniknął. Jednak Zabuza nadal
miał przed twarzą* ten szalony uśmiech i otwarte w jak w agonii pełne
żądzy krwi oczy.
- Kore-wa ningende nai... Kore-wa akuma
desu... (To nie jest człowiek... To potwór/demon/diabeł) - szapnał, a siedzacy w
wodnym więzieniu Kakashi spojrzał na swojego podopiecznego. Gdy klon
Zabuzy zniknał, ten z niezwykła zręcznościa opadł jak kot na ziemię.
Jednak Hatake nie mógł zobaczyć jego twarzy poniewrz chłopak był
pochylony, a długie czerwone włosy zaslanialy mu twarz.
Nagle Uzumaki uwolnił olbrzymią ilość energii. W umysły zgromadzonych wwiercił się psychopatyczny śmiech. Przerażeni Sakura i Sasuke zakryli sobie uszy, ale to nic nie dało. Pierwszy zemdlał Tazuna, a następnie upadła dwójka geninów, ale nadal byli przytomni.
Gdy Momoichi i Hatakie myśleli, że zaraz ból rozwali im czaszki śmiech urwał się, a czerwonowłosy upadł na kolana.
- Iie... Sore o tomoreu (Nie... Przestań) - głos chłopaka drżał. Poczuł jak łzy spływają z jego oczu z wycieńczenia.
[Chwile wcześniej - umysł Naruto]
Nagle urwał mi się film. Nie wiem co się działo, ale czułem jak jakaś nieznana mi siła porusza moim ciałem. Czułem jak na mojej twarzy pojawia się ten dziwny uśmiech, który nigdy wcześniej nie gościł an mojej twarzy, jak oczy otwarte oczy pieką przez niemruganie. Czułem, że jeśli zaraz to coś nie przestanie to oszaleję.
Byłem w ciemności. Nie było tu tego korytarza, którym zawszę kroczę do klatki Kuramy, tylko ciemność. Biegłem. Widziałem jak moje ciało się porusza, ale nadal czułem, że w prawdziwym świecie nie poruszyłem się w ten sposób. Czułem ruchy mojego ciała i wiedziałem, że nie wykonuję żadnych tych ruchów z własnej woli.
- Kuso! (Cholera!) - do oczu cisnęły mi się łzy bezsilności. Nie słyszałem Kyu nawet gdy go wołałem. Byłem zupełnie sam w tej ciemności, skazany na nicość. Nagle wśród ciemności pojawił się młody chłopak. Byłem do niego dość podobny jednak był na pewno ode mnie starszy o jakieś 3-4 lata. Miał tak samo zielone oczy i tak samo czerwone, ale dłuższe, włosy jak ja. Ubrany był w luźną, czerwono-żółtą yukatę i czarne spodnie. Do pasa doczepioną miał katanę w brązowej pochwie. Zapewne był szermierzem. Biła od niego wielka siła.
- Anata-wa dare desu ka? (Kim jesteś?) - spytałem.
- Watashi-wa Hirameki Uzumaki moshimasu to omae-no sofu desu (Nazywam się Hirameki Uzumaki i jestem twoim dziadkiem) Wiem, że wyglądam dość młodo, ale w twoim umyśle wyglądam tak jak wyglądałem za czasów swojej świetności - odparł. Jego głos był aksamitny, ale w ta dziwna nuta, która w nim brzmiała... Wyraźnie było coś z nim nie tak... Czułem to.
- Wiedz... dziadku - zacząłem, choć mówić dziadku do 17-latka było mi ciężko - Dlaczego tu jesteś i co się ze mną dzieje?
- Ach, nie powiedziałem ci, przejąłem twoje ciało - odparł z uśmiechem.
- Nani!?! - krzyknąłem zdziwiony. Tak po prostu. Żadnych wyjaśnień.
- Spotkałeś jednego z naszych oprawców, Naruto-mago (mago - wnuku). Skoro sam nie chcesz go zabić to postanowiłem przejąć twoje ciało i zabić go samemu.
- Nie możesz, to moje ciało!
- Oh, oczywiście, że mogę. Jesteś liderem klanu. Każdy lider klanu jest wybierany przez Akai Ryu, a na wybranego przechodzą wszystkie dusze poprzednich liderów. Popatrz - powiedział i wskazał na moje ciało.
Ze zdziwieniem zaopserwowałem, że do mojego ciała podpięte są złote łańcuchy, które wiły się do góry. Spojrzałem tam. Moje oczy otwarły się w zdziwieniu. Nademną latał smok. Czerwony smok, którego niało było długie jak u węża, ale posiadał łapy z wielkimi złotymi kajdanami do których przypiete były łańcuchy. Miał biała brodę o złotawym odcieniu, wąsy oraz włosy. W rozwartym pysku błyszczały białe zemby.
- Kore-wa nani desu ka? (Co to jest?) - krzyknąłem, choć znałem już odpowiedź.
- Oto właśnie Akai Ryu. Skarb rodziny Uzumakich.
- Dlaczego jest skuty? - spytałem
- Bo chce się uwolnić. Jednak dusze naszych przodków w postaci oczek łańcuchów udaremniają mu to.
Spojrzałem w przerażeniu na smoka. Biedne zwierze... Dużo było tych oczek...
- Wiem, że chcsz go uwolnić jednak powinieneś wiedzieć, że nie jest łatwo uwolnić się od przeszłości - powiedział i zaśmiał się wrednym i złowróżebnym śmiechem.
- Kisama... (draniu)
- Ale nie martw się. Jeśli pokonasz każdego z przodków uwolnisz smoka. Może w dowód wdzięczności zostanie twooim Sumonnem, ale smoki to niewdzięczne stworzenia.
- A ja słyszałem, że szlachetne.
- Oj Naruto-mago za mało wiesz o smokach. Są wredne i mściwe.
- Wiesz, jak zamykasz człowieka w klatce to też tak i jest -warknąłem.
- Serio? - w jego głosie dało się słyszeć wyraźny sarkazm - A ty co? Wyjątek potwierdzający regułę? Przecież jest w tobie Kyuubi. Zniszczono ci dzieciństwo i traktowano jak zwierze... a jednak nie chcesz się mścić.
- Skąd takie wnioski? - spytałem.
- Obserwujemy cię od urodzenia. Wiemy, że myślałeś o samobujstwie, ale nigdy nie pozwoliłeś przejąć twojego ciała gniewowi i zabiciu tych wszystkich śmieci - powiedział z uśmiechem.
- Nie noszę w sobie gniewu - odparłem, a uśmiech na twarzy dziadka zniknął - to wy nim jesteście. Chciałbym się go pozbyć, a nie w sobie tłamsić! - krzyknąłem i żuciłem w czerwonowłosego kunai. Chłopak złapał go, ale nie czekałem na jego ruch. Żuciłeem się przed siebie. Wyobraziłem sobie, że przedemną jest wyjście. Czulem jak nieznana mi moc chce rozsadzić mój umysł i jak łańcuchy przyczepione do mojego ciała ciążą.
Wyobraziłem sobie, że w rękach gromadze chakre. Wiedziałem, że to niemożliwe, bo teraz byłem samą energią Yin i nie mogę gromadzić chakry, którąjest połączenie Yin i Yang, ale mimo to poczułem coś na kształt mocy. Wyopbraziłem sobie, że wbijam ręce w wejście i rozrywam ciemność przed sobą torując ciemność przed sobą.
Czułem ogromnu ból. W głowa i ręce wręcz paliły, a ciężar łańcuchów przytłaczał, a potem... zrobiło się jasno.
Jednak nadal nie miałem kontroli. Czułem jak w momencie gdy klon Zabuzy wyszedł na ląd żuciłem sie w jego stronę. Szybko odebrałem katane Sakurze i uderzyłem w Mistrza Miecza. Nie miałem pojęcia jak wykonałem tak profesjonalny atak, ale... no tak Hirameki-sofu (dziadek Hirameki) miał katanę i zapewne umiał nią walczyć, a przecież nadal mnie kontrolował.
Skupiłem się. Zacząłem wyobrażać mnie spętanego przez snur, łańcuch. Powoli próbowalem się uwolnić. Poruszyć każdą z części ciała. Czułem palący dotyk więzów przy każdym ruchu, ale nie poddawałem się.
Gdy usłyszałem śmiech, który wchodzi w ich umysły nie wytrzymałem. Zobaczyłem go. Mojego przodka, który chce ich zniszczyć. Uwolniłem całą energię jaką mogłem i po wielkim bólu łańcuchy opadły.
Bolało mnie całe ciało. Upadłem na kolana.
- Iie... Sore o tomoreu...
* Tazuna powiedział Team 7, że Gato nie jest tylko biznesmenem. Trzeba dokładnie ogladać animce :) .
Według oficjalnego Datbook'a Zabuza ma 26 lat, ale ja dałam mu 30, by było jakoś wiarygodniej.
Miło, że napisałaś kolejny rozdział. Wreszcie akcja się ruszyła. Z przejęciem ciała przez dziadka zarąbisty pomysł. Zabuza wykonujący misję dla władców feudalnych? Ciekawe i niepowtarzalne.
OdpowiedzUsuńTen nowy szablon średnio mi się podoba, mimo, że jest mniej "oczojebny", stary bardziej identyfikował blog z głównym bohaterem. Mimo to dorzucenie zdjęcia/rysunku na górę to dobry pomysł.
Czekam na kolejny rozdział. Liczę na ciekawe walki.
I akcja w końcu się pojawiła. Zainteresował mnie ten dziadek. Ciekawe, czy dalej będziemy go widzieć. Za dużo japońskiego. Nawet jak są tłumaczenia, to można się pogubić. Przynajmniej ja tak myślę. Czekam cierpliwie na nexta. Pozdrawiam i życzę weny :]
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo więc nareszcie skończyłem czytać... Tak więc, zgadzam się z Nilsharr'em, za dużo japońskiego i można się łatwo zgubić. Cieszę się, że ruszyłaś z fabułą oraz, że pojawiła się jakaś akcja(Walka, krew, flaki! Nie no, żartuję.) to mimo wszystko Kraj Fal już naprawdę mi zbrzydł. Nie obrażaj się, ale tak, zbrzydł mi. W większości opowiadań pierwsza poważna misja teamu 7 jest w tymże Kraju, a jednak mimo zmian które autorzy wprowadzają to i tak strasznie nuży ta historia.
UsuńGeneralnie wyłapałem dużo powtórzeń, oraz błędów które kolą mnie w moje jakże zacne oczy.
No cóż... Smok... Taa... Powodzenia! Smoki w opowiadaniach (jak i generalnie w świecie fantasy) są potężnymi i magicznymi istotami które nie mają sobie równych, więc raczej nie powinnaś dawać tego typu stworzeń które można będzie przywoływać(Albo stać się Smoczym Mędrcem! KAMI-SAMA!) gdyż główny protagonista (W tym wypadku Naruto) każdej historii powinien mieć jakiś cel (lub jakiegoś przeciwnika) do którego przez całe opowiadanie dąży i w ostatecznym punkcie kulminacyjnym pokonuje go lub sam zostaje pokonany, a gdy Naruś będzie umiał przywoływać SMOKA to wątpię czy ktoś stanie mu na drodze i będzie stanowił dla niego jakiekolwiek wyzwanie - co zapewne będzie niezmiernie nużące.
Tak czy inaczej, popracuj trochę nad techniką pisania, bo masz talent(TYLKO GO NIE ZMARNUJ!) Mniej literówek i więcej odstępstw od oryginału utoruje ci drogę do stworzenia niezmiernie ciekawego opowiadania.
Pozdrawiam.
Zgadzam się z tobą Orfar. Smoki są OP. Nie lubię ich w opowiadaniach. Za bardzo wzmacniają bohatera.
Usuńumiem pisać komentarz. nota ok
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, walkę wspaniale przedstawiłaś, to spojrzenie Naruto przestraszyło Zabuzę, ale dobrze, żeby „pokonał” dawnych członków i może jego stworzeniem zostanie ten smok... czekam na następny rozdział...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ja: Szczerze... Nie chciało mi się pisać komenta więc piszę dopiero teraz. Smok... Zawiodłem się troszkę.
OdpowiedzUsuńNaru: A ja nie ;P. One są mocne
Ja: Za mocne. Ja rozumiem wszystko. Rinnegan, Juubi, Jinchuuriki, potężne katany, łańcuchy czakry, jutsu rangi S, Sennin Mode, Mokuton, Shoton, Hyoton, Enton, atomowe notki wybuchowe ;P, Cho Oodama Bijudama (Super Ogromna Kula Ogoniastej Bestii) itp... Ale smoki!? Serio?! Zawiodłem się.
Kurama: Ja też.
Gyuki: I ja.
Chomei: Ja też.
Saiken: Smoki są złe.
Kokuo: Zło z łuskami.
Son Goku: Czyste przekleństwo.
Isobu: Ogniste ścierwa.
Matatabi: One hańbią Katon.
Shukaku: Czyste zło wcielone.
Ja: WTF? Biju... A wy skąd się tutaj wzięliście?
Chomei: Przejazdem byliśmy. A ty Narya... Za dużo Skyrima, za mało Naruto!!!
Ja: Właśnie. Sayonara.
ps. U mnie jest już nowa notka. Zapraszam. :)
Grałeś w Skyrima? :P
UsuńNotka świetna... walka mi się podoba, nie moge doczekać się następnej notki. Dużo weny
OdpowiedzUsuńNo rozdzialik wymiata :) Muszę sięprzyznać że czytam twojego bloga od dłuższego czasu no ale dostałem syndrom schikamaru i nie komentowałem przez co przepraszam. Co do treści rozdziału bardzo mi się podoba i ten pomysł z opentaniem.Ciekawi mnie o jakich zdlonościach mowi Zabuza czyżby o łancuhach z chakry czy ma na myśli inne?
OdpowiedzUsuńZapraszam również do sb :D