Czerwonowłosy geniusz i zamaskowana łasica
Naruto zawsze żył sam, ale nigdy nie był samotny. Miał za starszego brata Kakashiego Hatake.
Niestety nikt nie lubił jinchūriki
oraz mocy jaką skrywali. Była ona ciemna i bardzo potężna, wyczuwalna z daleka
dla każdego, kto chodź raz poczuł energię bijū. A niestety to przydarzyło się
Konoszaną. W noc, gdy rodził się mały Naruto, następca głównego rodu Uzumaki
oraz przyszły jinchūriki Kyūbiego no Kitsune, bestia wyrwała się spod kontroli
i zaatakowała wioskę. Przetrwali dzięki Yondaime Hokage, Minato Namikaze, który
pokonał bestię pieczętując ją wraz z Krwawą Habanero w nowo narodzonym Naruto.
Oboje umarli zostawiając młodego jinchūriki na polu walki.
Ciężko było myśleć o tym dziecku
jak o bohaterze. Wielu widziało w nim bestię. Życie tego dziecka było trudne od
samego początku. Nikt go nie chciał. Pracownice sierocińca karmiły go i
zmieniały pieluchy tylko gdy było to potrzebne. Wszyscy przestrzegali dzieci
przed tym kilkumiesięcznym szkrabem. Tylko przestrzegali. Sandaime Hokage
wydał dekret, który zabraniał mówienia młodemu pokoleniu o przekleństwie jakie
konoszańscy Uzumaki w sobie nosili. Chciał w ten sposób pomóc temu małemu
dziecku, które zostało stworzone do wielkich czynów. Wiedział to. W końcu,
dlaczego zostałby jinchūriki w tak młodym wieku. Przeznaczenie wytyczało dziwne
ścieżki.
Naruto był inteligentny.
Po
ojcu
– myślał zawsze Hiruzen. Tak, wystarczyło spojrzeć na chłopca by wiedzieć. Im
więcej czasu mijało, im wyższy Uzumaki się stawał, tym prościej można było
dojrzeć rysy ojca. Gdy Naruto miał cztery latka, a większość niemowlęcego
tłuszczu zniknęło, można było zobaczyć w nim twarz Minato.
Tak, tak. Ojcem tego małego
bohatera był Yondaime Hokage. Nikt inny.
– Uważaj jak biegasz, Naruto-chan.
– Hai, Kaka-nii – odparł chłopiec
ocierając brudną twarzyczkę. Rozbrykany czterolatek wywalił się na placu zabaw.
Rozrywki zawsze dodawał mu młody szarowłosy jōnin. Nazywał się on Kakashi
Hatake. Był ANBU i zawsze nosił na sobie maskę onina, tak więc nawet mały
Naruto nie miał pojęcia jak nastolatek wygląda. Jednak, Kakashi wiedział, że
chłopiec zawsze go rozpozna. Młody Uzumaki już w bardzo wczesnym wieku
przejawiał zdolności sensora.
– Kaka-nii, kiedy zaczniesz uczyć
mnie, jak być ninja? – spytał któregoś dnia w parku. Spotykał się ze swoim
bratem tylko tutaj. Czasami nad jeziorem lub na placu zabaw, ale nigdy gdzieś w
mieście... chociaż czasami wyczuwał.
– Dlaczego sądzisz, że będę cię
uczyć? – spytał.
Naruto zaczerwienił się
zawstydzony.
– Jesteś ninja... wszyscy rodzice
uczą czegoś... swoje dzieci... i po za tym... ty najbardziej jesteś... dla mnie
jak brat... tak tylko pomyślałem... – chłopiec zaczął się jąkać.
Kakashi tylko wybuchnął śmiechem i
przygarnął do siebie chłopca sadzając go sobie na kolanach.
– Pewnie, nauczę cię. Zaczynamy
jutro? – spytał, a Naruto wyczuł jak jego Kaka-nii uśmiecha się pod maską.
– Un!
Jak postanowili tak też zrobili. Od
tej pory Kakashi zaczął trenować chłopca. Szybko okazało się, że to mały
geniusz.
Zupełnie
jak ojciec – stwierdził Hatake. Nie było mowy o pomyłce.
Trzeba było być ślepym by nie zauważyć diabelnego podobieństwa między młodym
jinchūriki, a twarzą wykutą w skale.
Kakashi z dnia na dzień obserwował
jak chłopiec staje się ninja. Po roku ich małego treningu znał już podstawy
taijutsu oraz wiedział jak formować chakrę. Z tym ostatnim było ciężko.
Hatake nie był zaskoczony. Jego
sensei był geniuszem, ale nie mógł wszystkiego przewidzieć. Dodatkowo presja
sytuacji, w której się znalazł tamtego dnia 5 lat temu. Widzicie, pieczęć,
która trzymała lisa na uwięzi była genialna, ale nie doskonała. Chłopiec już
sam w sobie odziedziczył potężne rezerwy mocy po ojcu i matce, a dodatkowo
pieczęć łączyła jego układ chakry z tą należącą do lisa. Naruto już teraz miał
jej tak dużo jak wszyscy Kage pięciu wiosek razem wzięci. Takie pokłady chakry
nie sprzyjały dobrej kontroli, a tym bardziej nauczenie się jej w młodym wieku.
Jednak Uzumaki się nie poddawał.
Każdego dnia, gdy tylko miał czas, robił wszystko by dopracowywać jego kontrolę
chakry.
Dlatego właśnie gdy miał 7 lat i
wstępował w mury Ninja Gakkō, nie miał jakichkolwiek problemów.
Czerwonowłosy spojrzał na swoje
pokryte brudem ręce. Znajdował się na polu treningowym. Sam. Stracił kontakt ze
swoim Kaka-nii jakiś rok temu. Nie winił go za to. Pamiętał ich pożegnanie.
Płakał. Prosił by nie szedł. Ale onin wyruszył na misję i od roku nie było go w
wiosce.
Ale
to nic – powtarzał sobie – Jak wrócisz, będziesz ze mnie dumny.
Dlatego właśnie ćwiczył i szkolił
swoje umiejętności. Każde, by stać się ninja idealnym. Hokage? Dlaczego nie?
Droga była ciężka, ale warta trudu. Po każdym treningu wracał do domu z
uśmiechem na twarzy. Nie zwracał uwagi na przechodniów i ich chłodne
spojrzenia. Nie miał się czego bać. Miał Kaka-nii, nawet jeśli poza wioską. No!
Miał jeszcze staruszka Hokage, który służył mu radą i pomocą. Dał mu nawet
własne mieszkanie.
Życie nie było takie złe. Byli
tacy, którzy zawsze chcieli mu je uprzykrzyć. Zdarzało się, że rozbijali szyby
w jego oknach oraz pisali pogróżki na ścianach mieszkania. Przejmować się? A
skąd! Naruto był wyrwały.
I pracowity. Nie dziwiło nikogo
specjalnie, że szybko przeskoczył klasę w Akademii. Wszystko szło mu idealnie.
Historia? Znał każdego ninja jaki kiedykolwiek się zasłużył. Kochał czytać o bohaterach.
Marzył by być jednym z nich. Zabawne, nie miał pojęcia, że sam nim od dawna
jest.
Taijutsu? Jeśli go tylko poproszono
potrafił położyć na łopatki najlepszych starszaków z Akademii.
Genjutsu? Geniuszem nie był, ale
jego iluzje był niezwykłe. Ciężko było powiedzieć, czy już się jest pod
kontrolą iluzji czy nie. A co najgorsze, potrafił nakładać iluzję na siebie.
Nie miał też problemów z uwolnieniem się spod innej. Nie wiedział dlaczego, ale
gdy tylko ktoś nakładał na niego genjutsu przez jego ciało przechodził... prąd?
Jakaś fala energii. To było tak naturalne. Przez długi czas zastanawiał się czy
to tylko on, czy każdy tak miał. Jednak, gdyby dotyczyło to każdego, to iluzja
nie miała by zastosowania, prawda?
To może miał jakieś problemy z
ninjutsu. O dziwo tak, jeden. Technika klonowania. Pozostałe dwie, to znaczy
technikę podmiany i zamiany opanował do perfekcji.
Wszyscy byli zdziwieni, gdy podczas
swojej pierwszej prezentacji Bunshin no jutsu, z dymu wyłonił się klon, ale nie
iluzja, a glutowata masa. Właściwie, to nazywali technikę klonowania „słabym
punktem genialnego Uzumakiego”. Każdy, kto czuł się gorszy zawsze sobie
powtarzał: on też czegoś nie umie. Niestety, ale Naruto miał pewną wkurzającą
zdolność – potrafił wszystko obejść. Za pierwszym razem podczas egzaminu z
klonowania chłopak podstawił genjutsu. Na początku nauczyciele byli źli i
chcieli go ukarać za próbę oszustwa, ale finalnie wynagrodzili go i nawet
chcieli by podskoczył jeszcze o klasę wyżej. Dlaczego? Bo „wykazał się
znajomością sztuki ninja” oraz „umiejętnością działania”.
Tak... finalnie Uzumaki znalazł się
w ostatniej, szóstej klasie mając zaledwie 8 lat. No i szybko zdał. Z pomocą
przybył doń sam Sandaime Hokage. Pozwolił mu
korzystać z przeklętego zwoju Shodaime!
Wielu było temu przeciwnych, ale...
niestety chłopak miał po swojej stronie prawo. Żoną Hashiramy Senju była Mito
Uzumaki, pierwsza znana światu jinchūiki Kyūiego. Przed śmiercią, z powodu
przetransportowania bijū z niej do młodej Kushiny, wyraziła swą ostatnią wolę
młodemu jeszcze wtedy Hiruzenowi Sarutobi, który dopiero zostawał Hokage.
Każdy
potomek mego klanu, który zostanie jinchūriki ma prawo do korzystania z
jakichkolwiek technik zawartych w zwojach znajdujących się w Konoha.
Nic dziwnego, że tak prosto było
znienawidzić Naruto.
Spytam jeszcze raz. Czy się
przejmował? Nie... Chyba dlatego, go tak polubiłem.
Tak
to ja, Kyūbi no Kitsune.
Mieszkam
w tym chłopcu. Nie jest to złe życie. Chłopak się dobrze odżywiał... w
przeciwieństwie do tego rudego babsztyla Kushiny. Tylko ramen był w jej głowie.
Ale
lepiej wrócę do mojego nowego... klawisza.
Miał 8 lat, gdy zakończył Akademię.
Kiedyś nikogo by to nie zdziwiło. Ale wtedy była wojna. Wtedy wszyscy szybciej
dorastali. Nie. W czasach pokoju nazywali ich geniuszami. Oczy Itachiego
zwróciły się w stronę ninja, ale nadal dziecka. Zaciekawił go. Osoba, która nie
miała rodziny, ani przyjaciół. Postanowił go spotkać. W sumie i tak musaiłby to
zrobić. Starszyzna mu kazała. Znalazł go w bibliotece Konohy.
Czytał.
Oczywiście,
że czyta, Itachi! Co innego można robić w bibliotece.
Właściwie, ważne było to co
czytał. Zwoje z tych raczej zakazanych. Tytuł zwoju nosił nazwę „Klan Uzumaki:
nieśmiertelni mistrzowie pieczęci.
A
więc czyta o swoim wymarłym klanie. – pomyślał starszy syn
Fugaku. Już miał wyjść zza rogu, przedstawić się, zagadać. No, w każdym razie
coś co pomoże mu zbliżyć się do chłopca. Zatrzymał się.
– Nie stercz tak i chodź –
powiedział niewzruszony Uzumaki.
Huh...
Skąd...
– Wiedziałeś, że tu jestem? –
spytał mocno zaskoczony.
– Jestem sensorem, Uchiho – odparł.
Nie drgnął. Dalej wpatrywał się w tekst.
– Musisz być dość zdolny skoro
potrafisz powiedzieć nawet, z którego klanu pochodzę.
– Nie, po prostu śledzisz mnie od
kilku tygodni. Któregoś dnia cię zauważyłem. Macie... charakterystyczną urodę.
Mam
13 lat, a czuję, że się starzeję.
Chłopak skończył Akademię rok
później niż on... ale on miał wsparcie. Naruto nie. Był sam, a jednak szedł
dalej. To było... inspirujące.
– Jesteś niezwykłą osobą,
Naruto-kun.
– Dziękuję – odparł bez
zastanowienia.
– Jestem Itachi.
– To dlatego nosisz maskę łasicy? –
spytał nadal nie odrywając wzroku od tekstu.
Taa...
to dlatego Sasuke go nie cierpi... – pomyślał, nie żeby
sam już go nienawidził. Chłopak był po prostu irytujący z tym swoim „wiem to wszystko”
Ale najlepsze było w tym to, że on chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jak
irytujący potrafi być... ba, wydawało się, że po prostu nie zwraca uwagi na to
co inni mogą o nim pomyśleć.
– Nie obchodzi cię to, prawda?
– C-co? – zdziwił się, a Itachi przybił
sobie mentalną piątkę. Zaskoczył go!
– Ludzie cię nienawidzą, ale ty nie
reagujesz.
– Nie muszę.
– Dlaczego. Nikt nie może żyć w
samotności.
– Ja nie jestem sam – powiedział i
uśmiechnął się sugestywnie.
On
wie!
– Po za tym. Jest pewna osoba,
która jest dla mnie ważna. Dzięki niej nie boję się ich spojrzeń... nie, już od
dawna nie mam z tym problemu.
– Kto to?
– Jak na Uchihę to jesteś nieźle
ciekawski – zaśmiał się czerwonowłosy.
– W każdej rodzinie jest... czarna
ojca – odparł.
Niestety...
– Prawda... on jest moim bratem.
Nazywa się... Kaka-nii. Chociaż wolę go nazywać Bakakashi. Jest idiotom... a
przynajmniej czasami. Jest oninem, ale od dawna jest na długoterminowej misji.
Tęsknię za nim wiesz?
– Domyślam się.
I tak się to zaczęło. Wspólny
trening. Właściwie to Naruto trochę źle się z tym czuł. Wiedział, że Itachi ma
brata – Sasuke. Chłopiec często narzekał w pierwszej klasie, że jego aniki nie ma
dla niego ani grama czasu. A teraz on zabierał mu go znacznie więcej.
– Nie powinieneś pomagać Sasuke?
– S-s-skąd wiesz o moim otōto?
– Sasuke sporo o tobie mówił... jak
jeszcze byłem z nim w klasie.
– Aaaa... acha.
Zapadła między nimi chwila ciszy.
– Naruto-kun... jeśli... jeśli coś
się stanie... zajmiesz się moim bratem? – spytał w końcu.
– Co się dzieje, Itachi-san.
Zazwyczaj nie wyskakujesz z takimi tekstami.
– Jest coś co muszę zrobić... i nie
wiem czy uda mi się przy nim być.
– Nie martw się. Zawsze chciałem
mieć młodsze rodzeństwo.
Następnego dnia wyrżnięto
wszystkich Uchihów.
– A więc to tak, Itachi-san... –
powiedział do siebie czerwonowłosy. Leżał na łóżku i czytał zwój. Czuł jak po
kolei gasną następne chakry. Ale nie to go niepokoiło. Ta chakra... bardzo
potężna, pełna żądzy zemsty. Mroczna. I wiedział jedno. Skądś ją znał... ale
nie miał pojęcia skąd. Nie pamiętał by ją wcześniej czuł. Zapamiętał by
przecież!
A jednak... była taka...
Znajoma.
Cóż, nie zastanawiał się nad tym.
Zanotował sobie w myśli, że to ważne. Musiał iść spać. W końcu rano miał
odwiedzić w szpitalu swojego nowego brata.
Tak też zrobił. Pojawił się w sali
z młodym Uchihą. Usiadł na jego łóżku i czekał, aż chłopak się obudzi.
W tym samym czasie Sasuke powoli
otwierał oczy. Pierwsze co ujrzał były czerwone włosy chłopaka, który siedział
na końcu jego łóżka opierając się o ścianę. Miał zamknięte oczy.
Co
on tutaj robi? – pomyślał. Bo po cóż geniusz Uzumaki
miałby się tu pojawiać? Już chciał go o to spytać.
– Co tu robisz! Przeklęty demonie!
– usłyszał kobiecy krzyk. Spojrzał kontem oka. W drzwiach ujrzał pielęgniarkę.
– Spadaj – odparł Uzumaki patrząc
na kobietę i zamknął oczy kompletnie ignorując pracownicę szpitala.
– Jak śmiesz! Jesteś niczym! Jak
w ogóle śmiesz przebywać wokół Uchiha-sama!
Sasuke poczuł się zbity z partykuły. Od kiedy to ktokolwiek nazywał go tak formalnie. Najwyższy tytuł
jaki do tej pory otrzymał było „Sasuke-san”.
– „Uchiha-sama”? Ale podskoczył w
ciągu jednej nocy – zaśmiał się Uzumaki.
– Oczywiście, że tak potworze! Jest
ostatnim z Uchihów! Musimy traktować
go z szacunkiem!
Sasuke wstał gwałtownie z posłania
zaskakując tym pielęgniarkę. Naruto uśmiechnął się tylko w jego stronę.
– Nasu-san – powiedział powoli
ostatni Uchiha wkładając w swoje słowa jak najwięcej jadu. – Czy zechciałaby
pani wyjść i zostawić mnie i mojego gościa samego?
– O-o-oczywiście... Uchiha-sama.
Pielęgniarka wyszła zostawiając
ośmiolatków samych. Sasuke spojrzał na czerwonowłosego.
– Dobra... po co tu jesteś?
Ja: O nie no... Zaczynam zazdrościć... Genialnie napisana notka!
OdpowiedzUsuńNaru: Uważaj autorze... Jeszcze podkopie twój autorytet jako jednego z genialnych bloggerów o Naruto...
Ja: Naru, przecz z tymi teoriami spiskowymi... Bierz go, Fuu!
Fuu: Hai!!! (krzyczy skacząc na blondyna)
Naru: Ała... Nie!!! Przestań!!! Aaa... To nie powinno być wygięte w tą stronę!!! AAAAA!!!
Ja: No, to skoro już nie ma dodatkowych gapiów top mogę mówić... Serio... Nie pamiętam co prawda poprzednich wersji (ile to było miesięcy temu? xD) ale te są o NIEBO lepsze... Poważnie... Interakcja pomiędzy Itachim a Naruto niezła... Wiecznie irytujący wszystkich rudowłosy Uzumaki - też niezły pomysł... I Kurama jako narrator! To mnie zaskoczyło... Pozytywnie!
Kurama: W końcu jakieś opo gdzie robię za kogoś ważniejszego od więźnia i źródła czakry!
Ja: Tak, tak... W każdym razie gratuluję powrotu w fenomenalnym stylu!!! Liczę że wkrótce będą kolejne rozdziały... No i oczywiście zapraszam do mnie
http://naruto-rikudo-senin.blogspot.com/
(mała reklama nie zaszkodzi, nie? xD)
u mnie też się trochę pojawiło od twojego ostatniego wpisu, więcz mam nadzieję że wpadniesz i skomentujesz... Polecę jeszcze w następnej notce twojego bloga jako rekompensatę :)
A i ciekawy czas na powrót... Ostatni dzień roku...
To tyle... Życzę weny... No i oczywiście szczęśliwego nowego roku... Kurama!!! Dawaj fajerwerki!
Kurama: Się robi!!! (krzyczy ładując Bijudamę i wystrzeliwując ją wysoko w niebo, wywołując gigantyczną eksplozję) IMPRA!!!!!!!!!
Sayo
Wspaniały rozdział ! Normalnie cię podziwiam pod tym względem ! Piszesz po prostu cuda ! Popieram Robso który ma uzasadnione obawy o swoje rozdziały xD Tak swoją drogą to ten wybuch Bijudamy słychać było i u mnie !
OdpowiedzUsuńOjejku. Jak to miło widzieć, że jesteś po tak długiej przerwie :)
OdpowiedzUsuńSama w pewnym sensie wyszłam z grobu..? Lol? Ktoś mnie jeszcze pamięta? No... nieważne. XD
W każdym bądź razie, wpadłam na chwilę do mojego blogspotowego internetowego domku i się zdziwiłam. Pozytywnie. Cieszę się jesteś ^^
Twój styl pisania jest bardzo dobry.
Kontynuuj i tym razem nie daj się bezradności ;)
Najlepsze życzenia dla ciebie kochana ;))
PS.: Robso widzę ambitnie i wcale nie skromnie :'D Twoje komentarze zawsze były i jak widzę - są w dalszym ciągu wybitnie kreatywne xD No nic idę czytać drugi rozdzialik ^^
Witam,
OdpowiedzUsuńno wspaniale, mały geniusz z Naruto, nie poddaje się i to jak wyczuł Itachiego i jak się okazało wcześniej zauważył, że ten go śledzi.... Sasuke och, chciałabym aby się zaprzyjaźnili, czyżby tą potężną chakrę jaką wyczuł to Madara?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia